Cześć, chcę Cię zjeść.

Ulicznykoks

Witam, na początek chcę wytłumaczyć się z nicku – nie lubię pisać na jakichkolwiek forach ze względu na masę wszechwiedzących dzieci, stąd w momencie rejestracji nie myślałem, że napisze jakiegokolwiek posta, więc wpisałem to co mi przyszło na myśl (w tym momencie pewnie sąsiad słuchał Popka). No ale cóż…, do rzeczy- mam 18 lat (niedługo 19) i jestem tu, bo chcę przeżyć kilka fajnych i ciekawych przygód z płcią piękną.
Uwodzeniem interesuję się już jakiś czas (+/- miesiąc przed odkryciem tego forum, datę dołączenia zobaczę jak to napiszę Wink

). Nigdy nie miałem LTR, nie oznacza to, że nigdy nie miałem obok siebie dziewczyny, jednak nie było ich tak wiele jakbym chciał i nie takie jakie bym chciał. Lata gimnazjum to ogólna posucha, wstydziłem się porozmawiać z jakąkolwiek ładniejszą dziewczyną, mimo, że miałem jakieś tam wielbicielki (gram w siatkówkę i ogólnie miałem wysoką pozycję w szkole). Średnia szkoła to niewielka zmiana – wybrałem męskie technikum, więc właściwie było jeszcze gorzej. Ahhh jednak wszystko się zmieniło od momentu kiedy poszedłem na pierwszą dyskotekę, która otworzyła moje drzwi do imprezowego świata. Zawsze uważałem, że brak kobiet (w tamtym momencie właściwie dziewczynek) w moim życiu był spowodowany moją brzydotą, a wszystkie symptomy okazywania przez kobiety zainteresowania to efekt bycia sportowcem oraz tego, że byłem popularny. Na pierwszych imprezach działo się coś niesamowitego, dziewczyny się do mnie uśmiechają, same otwierają, nawet biorę numer… fuck, co jest przecież jestem paskudą?! Szybko okazało się, że jestem przystojny i atrakcyjny (dziś dosyć często słyszę od kobiet komplementy na temat wyglądu, więc jak to czytasz, a myślisz, że masz ryj jak małpa, to istnieje spora szansa, że się mylisz – ja się myliłem!) Oczywiście wszystkie moje interakcje z kobietami były pod wpływem alkoholu, stąd w ogóle były. W klubach byłem co raz częściej, jednak mimo wszystko rzadko udawało mi się zdobyć numer, jak już się udało to wszystko psułem na spotkaniach, gdzie totalnie nudziłem. Problem też leżał w tym, że byłem needy, jak miało dojść do spotkania to wiązałem z tym wielkie nadzieję i traktowałem jako coś naprawdę ważnego. I tak to było, aż do momentu, w którym kolega z klasy pokazał mi książkę – Adam Lange „Tajemnice uwodzenia”. Po jej przeczytaniu zacząłem szukać dalej, przeczytałem kilka e-booków, przesłuchałem również jakieś audiobooki, obejrzałem materiały ze szkoleń na youtube, trafiłem na to forum i zagłębiałem swoją wiedzę.
Od przeczytania „Tajemnic uwodzenia” miałem kilka KC w klubach, kilka NC, z których jednak nic więcej nie wyniknęło. Wciąż idzie mi lepiej, stawiam na NG, bo lubię imprezować, a DG.. hmm mam excusy i to jest mój problem, stąd dalej brnę w wzmocnienie IG (nawet słucham Mateusza Grzesiaka – Hipnotiks, szybko odczuwa się zmiany i można się zrelaksować, polecam – miłe doświadczenie).
W dużym skrócie nie najgorzej idzie mi NG, na którym się skupiam, jednak chce DUUUUŻO więcej, bo te kilka KC traktuje jako początek, rozgrzewkę prawdziwego zawodnika, który poprzez pracę nad sobą, swoją świadomością stanie się najlepszym graczem, rozdającym karty w nocnym życiu Białegostoku oraz potrafiącym zafascynować kobietę w dziennej scenerii. Nie stawiam sobie jednak konkretnych celów typu „do listopada 5 domknięć na całusa w policzek, 3 na numer i 1 na pogłaskanie po ręku”. Uważam, że to wywieranie na sobie presji. Uwodzenie ma mi sprawiać przyjemność, w interakcji z kobietą mam poczuć emocje, chemie, namiętność, jak tego nie ma dziękuje za rozmowę/taniec nawet najpiękniejszym kobietom. Daję ponieść się emocjom, wierzę, że jest to najlepszy sposób na ciekawe życie i szczęście.
Mam nadzieję, że ktoś to przeczytał i propsuje Wink

Pozdrawiam.